Ostatnim razem w „Opowieściach Panny Młodej” mogliście przeczytać historię ślubu Kamili i Kamila w Dominikowicach koło Gorlic wraz z sesją nad Soliną. Natomiast dzisiaj przychodzę do Was z wspomnieniami Dagmary i Kacpra. Przenosimy się tym razem do Szczecina. Zobaczymy, co o oni wspominają najlepiej, jakie trudności spotkały ich w trakcie przygotowań, a także jakie wyjątkowe spotkanie mieli zaplanowane podczas podróży poślubnej. 🙂
Opowieści Panny Młodej
W drugiej części tego cyklu miałam okazję porozmawiać z Dagmarą i Kacprem. Niedawno obchodzili swoją pierwszą rocznicę ślubu, więc był to dobry moment na powspominanie tego najważniejszego dnia. Jak sami wiecie – ile par młodych – tyle pomysłów. Dlatego czytając rozmowę z Dagmarą znajdziecie ciekawy pomysł na podziękowania dla rodziców, niespodziankę, którą można zaskoczyć gości podczas zapraszania oraz informacje jak „umówić się” na spotkanie z… papieżem. 🙂 To lecimy!
INFORMACJE PODSTAWOWE:
Para Młoda: Dagmara i Kacper
Data ślubu: 10.09.2022
Styl: klasyczny
Liczba gości: 87 osób
Miejsce: Szczecin
Piosenka do pierwszego tańca: Zdzisława Sośnicka, Zbigniew Wodecki – „Z Tobą chcę oglądać świat”
Justyna: Zacznijmy od pierwszego pytania, jak wyglądały Wasze zaręczyny?
Dagmara: Na nasz wyjazd, jak się później okazało – zaręczynowy, wyjechaliśmy w miejsce bliskie naszemu sercu, czyli do Zakopanego. Był to początek wakacji – lipiec 2020 roku. W sobotę, 4 lipca, mieliśmy zaplanowaną trasę na Szpiglasowy Wierch – tatrzański dwutysięcznik, który zdobyliśmy kilka lat temu – podczas naszego pierwszego wyjazdu w Tatry.
Dzień przed planowaną wyprawą próbowaliśmy się położyć spać o godzinie 20-stej, nazajutrz pobudka miała być o godzinie 4-tej. Jednak oboje nie mogliśmy zasnąć – ja, dlatego, że padał deszcz, a Kacper chyba z tych emocji. 🙂 Wybiła 4-ta rano, budzik się rozdzwonił, wstajemy, opady deszczu nie ustąpiły, jednak nie poddaliśmy się, ruszyliśmy na szlak. Nasze plany musieliśmy lekko zmienić ze względu na pogodę. Poszliśmy w kierunku Morskiego Oka, po godzinie ósmej byliśmy już na miejscu. Ciągle padał deszcz, widoków nie było żadnych, dlatego myślałam, że zakończymy naszą wędrówkę. Pozostałby lekki niedosyt, ale Kacper postanowił, że idziemy dalej, chociaż trochę do góry i tak trafiliśmy do Dolinki za Mnichem, tam około godziny 10-tej, w końcu przestał padać deszcz i zjedliśmy śniadanie (chleb z pasztetem 😀 ).
Podczas naszej przerwy w dolince – dosłownie na dwadzieścia minut – zrobiło się okno pogodowe. Przestał padać deszcz, wyszło słońce i odsłoniły się pobliskie górskie szczyty. Chciałam zrobić kilka zdjęć Kacprowi, ale cos kręcił, nie chciał się ustawić do zdjęcia, poszedł szukać w plecaku bluzy dla mnie, a wyciągnął… pierścionek. Uklęknął i zapytał czy zostanę jego żoną! Po tej podniosłej, pełnej wzruszeń chwili, Kacper zanurkował ponownie do plecaka i wręczył mi 7 czerwonych róż w pudełku. Później był czas na pamiątkowe selfie i schodzenie w dół. Pogoda znowu się zepsuła, ale my mieliśmy swoje własne promienie, które nas niosły. Po zejściu do Zakopanego, udaliśmy się do jednej z karczm na Krupówkach, aby dalej świętować ten wyjątkowy dzień. 🙂
Czy spodziewałaś się co kombinuje Kacper?
Czy się spodziewałam? Powiem szczerze, że na tym wyjeździe dostałam jakiegoś zaćmienia i w ogóle nie brałam tego pod uwagę, że to może być już teraz. Kilka miesięcy wcześniej już rozmyślałam, kiedy padną te słowa. Co do samych zaręczyn to dopiero po fakcie zaczęły łączyć mi się wszystkie puzzelki tej układanki. 😀
Justyna: Od czego zaczęliście swoje przygotowania do ślubu? Co zrobiliście w pierwszej kolejności?
Dagmara: Ślub zaczęliśmy planować od wyboru daty, a szczególnie roku i miesiąca, który bierzemy pod uwagę. W następnej kolejności powoli zaczęliśmy rozglądać się za salami weselnymi. Zrobiliśmy niezły research obiektów w Szczecinie i okolicy. 🙂
Justyna: Czym kierowaliście się w wyborze daty ślubu?
Dagmara: Nasze zaręczyny miały miejsce w 2020 roku, a ślub chcieliśmy mieć w 2022 roku, trochę ze względu na panującego wirusa (sądziliśmy, że przez 2 lata wszyscy o nim zapomną), ale głównie też dlatego, że chcieliśmy uzbierać środki na nasze wesele. Jeśli chodzi o miesiąc, to Kacper chciał sierpień (lato = ciepło), a ja chciałam październik, ze względu na to, że byliśmy na kilku październikowych weselach i był super klimat. Tak jak powinno być w związku poszliśmy na kompromis – spotkaliśmy się w połowie i wybraliśmy wrzesień. To jest też miesiąc, w którym mamy rocznicę związku, więc koniec końców bardzo nam pasował. Sala, którą byliśmy zainteresowani miała wolne dwa weekendy we wrześniu, m.in. 10 września. Oboje poczuliśmy, że to jest dobry dzień na nasz ślub. 🙂
Justyna: W jakim stylu było Wasze wesele? Opowiedzcie coś o nim
Dagmara: Ślub był w stylu klasycznym, a kolory przewodnie to bordowy i złoty. Całą papeterię robiliśmy sami –chcieliśmy, żeby w 100% była taka jaką sobie wymarzyliśmy. Początkowo chcieliśmy mieć elementy drewna w dekoracjach, jednak w czasie pandemii, po podpisaniu umowy, właściciele sali weselnej odświeżyli lekko wystrój i wszystkie elementy drewniane, które znajdowały się w lokalu pomalowali na biało. Dlatego też musieliśmy trochę zmienić naszą koncepcję. W przyległej salce, gdzie był słodki stół, jako element dekoracyjny wisiały nasze zdjęcia – od początku naszej znajomości. 🙂
Justyna: Czy mieliście okazję być na targach ślubnych? Było to dla Was przydatne?
Dagmara: Tak, byliśmy na kilku targach ślubnych. Pierwsze – w Warszawie, mogliśmy tam porozmawiać z wystawcami, na co zwracać uwagę podczas planowania naszego ślubu. Poszukać trochę inspiracji co do sukni, garnituru, obrączek, a także papeterii.
Kolejne targi w jakich wzięliśmy udział były już lokalne (Szczecin i okolice). Odbyły się w formule wirtualnej z racji pandemii. To właśnie na nich złapaliśmy kontakt do naszej nauczycielki pierwszego tańca. Po kilku miesiącach byliśmy jeszcze na stacjonarnych targach ślubnych w Szczecinie, gdzie oglądaliśmy samochody, suknie ślubne oraz obrączki.
Udział w targach był dla nas bardzo przydatny, zarówno w tych warszawskich, ponieważ mogliśmy tam zaczerpnąć wiele inspiracji, jak i w tych lokalnych – znaleźliśmy tam kilku usługodawców i dostaliśmy wiele rabatów, z których częściowo potem skorzystaliśmy m.in. na obrączki.
Justyna: Czy między Tobą a Twoim wtedy jeszcze narzeczonym, były jakieś różnice w podejściu do ślubu i wesela?
Dagmara: Na szczęście nie było żadnych dużych różnic. Pojawiały się lekkie kwestie do przedyskutowania, ale tak jak w przypadku wyboru daty ślubu kończyło się kompromisem. Oboje z sentymentem i miło wspominamy ten czas, gdzie podejmowaliśmy kolejne i kolejne decyzje odnośnie naszego najważniejszego dnia. 🙂
Justyna: Gdzie szukaliście ślubnych inspiracji?
Dagmara: Przede wszystkim był to Pinterest oraz dołączyłam do różnych grup na Facebooku o tematyce ślubnej i tam sporo pojawiało się postów, z których można było czerpać inspirację. Niektóre rozwiązania z chęcią zastosowaliśmy u siebie, inne całkowicie odrzucaliśmy. Tak jak wspomniałam, przydały się również wizyty na targach ślubnych, ale także udział w innych weselach, gdzie byliśmy gośćmi. Każde z nas miało gdzieś w głowie taki swój wymarzony pomysł na ten dzień i to próbowaliśmy zrealizować.
Justyna: Jak szukaliście Waszych usługodawców, np. zespołu, fotografa? Czy ciężko było podjąć decyzję?
Dagmara: Nasze poszukiwania usługodawców opierały się głównie na poleceniach znalezionych na facebookowych grupach oraz portalu weselezklasa.pl. Aby sprawdzić konkretnego usługodawcę, który nam przypadł do gustu, pisaliśmy na Messengerze z prośbą o opinię do osób, które skorzystały z ich usług. Znaleźć takie osoby w erze social mediów nie było trudno. 🙂
Najwięcej czasu zajęło nam wybranie zespołu na nasze wesele. Pamiętam, że cały dzień słuchaliśmy nagrań tylu zespołów, że na koniec „dymiły nam głowy”. Był moment, że szukaliśmy muzyków z całej Polski, ostatecznie padł wybór na zespół ze Szczecina. Wybór fotografa i kamerzysty był trochę łatwiejszy – dokładnie wiedzieliśmy czego chcemy. Z racji, że Kacper trochę zajmuje się fotografią sportową to zwracał uwagę na to, aby jakość i kadry zdjęć, nagrań były bardzo dobre.
Justyna: Czy byliście zadowoleni ze swoich podwykonawców?
Dagmara: Tak, byliśmy bardzo zadowoleni z osób, które wybraliśmy. Dużo osób po naszym weselu chwaliło nasz zespół, że super grali i my to potwierdzamy – parkiet praktycznie przez całe wesele jak i poprawiny był pełny. Jeśli chodzi o resztę usługodawców również jesteśmy bardzo ze wszystkich zadowoleni…może z jednym małym wyjątkiem. 😀 Ale nie chcemy głośno mówić, bo jak ktoś o tym nie wie, to pomyśli, że tak miało być, a było po prostu troszkę inaczej niż sobie zakładaliśmy. 😀
Justyna: Co było dla Ciebie (dla Was) najtrudniejsze w przygotowaniach do ślubu? Jakie było największe wyzwanie? A może być coś co szczególnie zapadło Wam w pamięć?
Dagmara: Hmm.. ciężko powiedzieć co było najtrudniejsze, chyba nie było takiej jednej rzeczy. Mi na myśl przychodzi tylko załatwianie transportu dla gości spod kościoła do sali weselnej. Na kilka dni przed ślubem, gdy zapłaciliśmy umówioną kwotę za autokar, okazało się, że ze względu na spory wzrost cen paliwa usługa ta będzie dużo droższa… Gdy powiedzieliśmy, iż rezygnujemy z zamówienia, ponieważ zostały zmienione warunki, usługodawca odpowiedział nam, że potrąci 30% kwoty za rezygnację. Po kilkunastu telefonach – nie była to mała prywatna firma – i dopiero po zagrożeniu wniesieniem skargi do Rzecznika Praw Konsumenta, zdecydowano nam zwrócić całą zapłaconą kwotę. Na trzy dni przed weselem musieliśmy znaleźć nowy transport, ale na szczęście się udało – i to w niższej cenie niż pierwotna. Co do reszty, to chyba wszystko w pewnym stopniu sprawiało nam przyjemność i nie było to przez nas odbierane jako trudne wyzwanie.
Justyna: Wasze wesele było jedno czy dwudniowe?
Dagmara: Nasze wesele było dwudniowe. W sobotę był ślub i wesele, a w niedzielę poprawiny. Goście, mimo obolałych nóg, bawili się do ostatnich godzin. 😀
Justyna: Czy wysokie ceny w branży ślubnej były dla Was zaskakujące?
Dagmara: Tak, początkowo bardzo. Często w naszych rozmowach padały słowa „coo, xxx zł za takie coś?” No, ale branża ślubna chyba już tak ma. Pewne rzeczy ze względu na dopisek „ślubny” są droższe i można to zaakceptować bądź próbować zrobić to samodzielnie. 🙂
Justyna: Jak wyglądały Wasze podziękowania dla rodziców?
Dagmara: Nasze podziękowania dla rodziców (co może mniej typowe) nie obejmowały tylko rodziców. 🙂 Podziękowaliśmy również mojej Babci (jedynej żyjącej z naszych dziadków), która jak byłam mała pomagała moim rodzicom w opiece nade mną.
Podziękowania składały się z filmiku, na którym dziękowaliśmy za trud wychowania, miłość, gotowość do pomocy, ale także każdego z rodziców nagraliśmy z ukrycia, w sytuacjach, w których zawsze nas śmieszą, ale wiemy, że wtedy nam pomagają. Na przykład mój Tato jak nakładał nam obiad zawsze dawał porcję więcej niż chcieliśmy, moja Mama jest mistrzynią od przygotowywania kulinarnych nowości. Mama Kacpra natomiast robi pyszne przetwory i zawsze wciska dużo jedzenia na wynos. A Tata Kacpra jak gdzieś jeździmy to nas „nawiguje”, sprawdza czy nie ma gdzieś po drodze korków itp. 🙂
To był element humorystyczny w tym nagraniu, nie chcieliśmy, żeby powstał typowy wyciskacz łez. Rodziców obdarowaliśmy również dużym albumem z naszymi wspólnymi zdjęciami, koszulkami z napisami: „Najlepsza Mama/Tata na świecie” oraz na plecach: „… i Teściowa/ Teść” oraz Mamy i Babcia dostały po bukiecie kwiatów. Na koniec zatańczyliśmy minutowy taniec w kółeczku, bo wiedzieliśmy, że nasi rodzice by tego chcieli.
Justyna: Gdybyś miała opcję ze skorzystania z kompleksowego kursu dla przyszłych panien młodych na początku swojej drogi to czy zdecydowałabyś się na niego?
Dagmara: Myślę, że mogłoby się to przydać. W trakcie przygotowań rodziło się wiele pytań i trzeba było szukać odpowiedzi na własną rękę. Taka osoba na pewno by pomogła w wielu kwestiach. Nam same przygotowania sprawiały dużo frajdy i za nic byśmy tego nie oddali. 😀 Mogliśmy sobie na to pozwolić ze względu na to, że mieliśmy długi czas odczekiwania „na ten dzień”. Z perspektywy czasu uważamy, że przydałby nam się chociaż jakiś poradnik, w którym byłoby wszystko w jednym miejscu, bądź koordynator w dniu ślubu, żeby już niczym sobie nie zaprzątać głowy, a cieszyć się tym dniem. 🙂
Justyna: W jakim stopniu udało się w dniu ślubu zrealizować to co sobie zakładaliście?
Dagmara: Wydaje nam się, że zrealizowaliśmy 100% tego co zakładaliśmy, a nie, przepraszam, zapomniałam do kościoła etolę, o którą walczyłam w ostatnim tygodniu przed ślubem. 😀 Ogólnie ze wszystkiego byliśmy zadowoleni. Po przyjeździe na salę weselną to już płynęło wszystko swoim tempem, pani kierownik sali super zgrała się z zespołem i wszystko odbywało się zgodnie z zakładanym planem. Tak jak już wcześniej wspominaliśmy goście bawili się do ostatniej piosenki, więc chyba wszystko się udało. A ostatnią piosenką na weselu o 4-tej w nocy był nasz pierwszy (ostatni) taniec, była to taka klamra, która też zamknęła wesele.
Justyna: Czy są u Was jakieś zwyczaje/ tradycje ślubne, które były także na Waszym ślubie i weselu?
Dagmara: Hmm.. z jako takich tradycji to chyba nie było. Wiadomo, witanie chlebem i solą, przenoszenie przez próg, ale to chyba jest praktycznie wszędzie. W mojej rodzinie praktykuje się zabawę oczepinową polegającą na “wykupieniu” tańca z panną młodą lub panem młodym i odbijaniu od osoby, która obecnie z nimi tańczy. Moja rodzina to znała, a u Kacpra raczej się tego nie praktykuje, więc wyszło trochę tak, że jednych gości kieszonki były bardziej przygotowane do tego rodzaju zabawy, innych mniej, ale było przy tym dużo śmiechu, więc wyszło zabawnie.
Justyna: Czy mieliście podziękowania dla gości? Jeśli tak to jakie?
Dagmara: Tak, mieliśmy. Przy talerzyku do winietki przypięta była zdrapka. Dzięki temu goście mogli na chwilkę czymś się zająć zanim kelnerzy przynieśli rosół. Z tego co wiemy kilka osób wygrało jakieś drobne sumki. Zdarzyła się też taka sytuacja, że jedna z cioć wykrzyknęła, iż wygrała 40 tysięcy, jednak okazało się, że wygrałaby tyle, gdyby były trzy słoniki, których niestety nie było… 😀 Tak więc każdy miał choć odrobinę emocji. Na koniec wesela i poprawin dawaliśmy w podziękowaniu rodzinom personalizowane torby, w których znajdowały się: wódka weselna, krówki, dżem, który robiłam z Mamą, domowa nalewka oraz takie połączone dwa serca wykonane na szydełku przez Kacpra Mamę.
Justyna: Jak to się stało, że pojechaliście na spotkanie z Papieżem i czy było to trudne? 🙂
Dagmara: Kilka miesięcy przed ślubem, Kacper, podczas planowania naszej podróży poślubnej wyczytał, że jest możliwość otrzymania osobistego błogosławieństwa od Papieża dla nowożeńców. Ja najpierw sceptycznie do tego podeszłam, bo uważałam, że pewnie będzie ciężko to załatwić. Nic bardziej mylnego! Jak się okazało jest kilka warunków do spełnienia, aby takie błogosławieństwo otrzymać:
1. Być po ślubie – do 3 miesięcy.
2. Na audiencję u Papieża należy ubrać strój ślubny.
3. Posiadać zaświadczenie z parafii, że jesteśmy małżeństwem.
4. Stawić się w Watykanie w środę na audiencję.
U nas wyglądało to tak, że jak byliśmy spisywać protokół przedślubny, poprosiliśmy księdza czy mógłby nam przygotować takie zaświadczenie o zawarciu ślubu. Nie było z tym żadnego problemu. Po ślubie i gratulacjach, ksiądz nam je przekazał. Nikt z naszych bliskich i rodziny nie wiedział o tym, że zamierzamy udać się do Papieża Franciszka, tylko ksiądz. Nikogo nie dziwiło, że będziemy zabierać stroje ślubne na podróż ze względu na to, że mieliśmy mieć sesję fotograficzną w Tatrach. 🙂
W dniu audiencji wstaliśmy wcześnie rano żeby się wyszykować i… pojechaliśmy autobusem z obrzeży Rzymu na plac św. Piotra w Watykanie (garnitur jak garnitur, ale widok kobiety w sukni ślubnej w autobusie miejskim o 5-tej rano wzbudzał zainteresowanie ☺ ).
I co było dalej?
Na miejscu byliśmy już o godzinie 6-tej, a od 7-mej otwierano wejście na plac. Gdy dotarliśmy przed watykańskie bramy, były już pierwsze pary nowożeńców, jak i zwykli wierni, którzy zajmowali kolejkę. Przyszedł czas otwarcia bramek, naliczyliśmy, iż byliśmy 5-tą parą młodą w kolejce, a za nami już tłumy.
Nastąpiło jednak dość spore zamieszanie przy sprawdzaniu wnoszonych rzeczy i pani policjantka powiedziała, że mamy stanąć bliżej. I oto takim sposobem reprezentowaliśmy grupę nowożeńców – w tym dniu szliśmy jako pierwsi z całego świata do Papieża po osobiste błogosławieństwo dla nowożeńców, za nami było blisko 100 par młodych. Gdy pan z gwardii szwajcarskiej dał sygnał, wszystkie młode pary powstały i udały się przed tron papieski. Jakie to było podniosłe uczucie, gdy szliśmy na wprost Papieża, a on takim szczerym uśmiechem nas przywitał.
Jak wyglądało spotkanie z papieżem?
Gdy byliśmy już blisko Franciszka powiedzieliśmy włoskie „buongiorno”, a następnie już w języku angielskim, że jesteśmy z Polski. Papież nas pobłogosławił, uścisnął dłonie, odchodząc podziękowaliśmy również po włosku – „gracie”. Pełni radości w sercu i lekkiego niedowierzania oddaliliśmy się na plac. Dostaliśmy jeszcze pamiątkowy obrazek z wizerunkiem Papieża.
Po tym wszystkim zadzwoniliśmy do rodziców i wysłaliśmy zdjęcie, gdzie jesteśmy i jak wyglądamy. Byli w wielkim szoku! Na drugi dzień można było wykupić zdjęcia, które robił papieski fotograf, możecie zobaczyć je poniżej. Dla nas to było niesamowite przeżycie, które na pewno zapamiętamy do końca życia. Niesamowite też było jak życzliwie ludzie na ulicach Rzymu reagowali na nasz widok w strojach weselnych – składali nam gratulacje, pytali kiedy wzięliśmy ślub itp.
Justyna: Mieliście więcej niż jedną sesję plenerową. Czy ciężko było zorganizować sesję w Tatrach?
Dagmara: Tak, mieliśmy dwie sesje plenerowe – pierwsza odbyła się jeszcze w Szczecinie kilka dni po ślubie, ale jej nie nie było w planach. Mieliśmy mieć w dniu ślubu „plener” w ogrodzie przy sali weselnej, jednak zepsuła się trochę pogoda i nasi usługodawcy foto&video zaproponowali sesję w innym dniu.
Jeśli chodzi o drugą sesję poślubną tym razem w Tatrach – to było moje marzenie. Kacper był trochę sceptycznie do tego nastawiony. Jednak podczas naszej podróży poślubnej, gdy w końcu mieliśmy luźniejszy dzień niż całodniowe zwiedzanie, leżeliśmy na plaży w Rimini i szukaliśmy fotografa, który wykonuje sesje na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego. Wtedy byliśmy w szoku, że są to takie spore koszta. Kacper coraz bardziej mnie przekonywał, aby z tej sesji zrezygnować – w końcu byliśmy ponad miesiąc w podróży poślubnej, a to jednak spory wydatek. Jednak znaleźliśmy Panią fotograf, która miała przystępny cennik, nie trzeba było dodatkowo płacić 150 zł TPN za wykonywanie komercyjnych zdjęć, bo nasz usługodawca miał wykupiony roczny abonament. Zatem fotograf znaleziony, miejsce na sesję wybrane. Cała sesja trwała około 4 godziny, sami zdziwiliśmy się, że aż tyle czasu minęło tak szybko! Jednak oboje zgodnie stwierdzamy, że była to najlepsza decyzja i mamy piękną pamiątkę na lata, w naszych ukochany Tatrach. 😀
Podwykonawcy:
sala weselna – http://hotelnord.pl/index.php/pl/
zespół – https://key-band.pl/
foto i video – https://www.stfotografia.pl/
instruktorka tańca – http://szkolapierwszegotanca.pl/
auto do ślubu – https://www.facebook.com/classicauto.slawland
śpiew w kościele – https://www.facebook.com/profile.php?id=100063635380223
ciężki dym i napis „miłość” – http://www.festagorzow.pl
salon sukien ślubnych – https://www.adrianareina.pl
upięcie ślubne – https://www.facebook.com/warkoczowo
garnitur – https://www.lancerto.com/ i https://www.pakolorente.com/
Jeżeli podobają Wam się wspomnienia Panien Młodych (oczywiście ze wsparciem ich obecnych mężów) – możecie zobaczysz także poprzedni wywiad z Kamilą 🙂